W moich oczach Kapsztad jawi się jako miasto kontrastów. Jest mnóstwo bezdomnych mieszkających na ulicach w prowizorycznych namiotach zbudowanych z odpadów. Są też bardzo drogie samochody. Są dzielnice do których strach jest się nawet zbliżyć i takie, gdzie nie czuć żadnego zagrożenia. Jest też miastem bardzo dużym. Ma około 2.5 razy więcej mieszkańców niż Warszawa, a powierzchnia jest prawie 5 razy większa. Mi udało się zobaczyć okolice City Center, Bo-Kaap, Victoria & Alfred Waterfront oraz zahaczyć o Green Point.
City center
W City Center widzieliśmy małe domki w stylu kolonialnym. Poszliśmy też na targ z pamiątkami dla turystów. To co znajdowało się na straganach było naprawdę ładne. Nie to co można często kupić w turystycznych miejscowościach w Polsce. Wszystkie dostępne gadżety miały jakiś taki afrykański vibe. Niestety nie mam za wielu zdjęć z tego obszaru.




Bo-Kaap
Bo-Kaap to dzielnica kolorowych domów. Jest niezwykle fotogeniczna i atrakcyjna wizualnie. Niech zdjęcia opowiedzą same za siebie.







Victoria & Alfred Waterfront
Miejsce dla turystów wyglądające jak to miejsce dla turystów. Dużo restauracji i sklepów z pamiątkami. Często widać też policję pilnującą porządku więc szansa na kradzieże i napady jest chyba niewielka. Tu udało się zjeść obiad i zrobić zakupy. Widzieliśmy też sporo regatowych łódek morskich. Port w Kapsztadzie był miejscem przystankowym w regatach dookoła świata.




